Pamiętasz, jak wyludnienie nazywano prawicową teorią spiskową ? Sytuacja się zmieniła i „załamanie demograficzne”, któremu nie można już zaprzeczać, jest teraz dla nas dobre !
The Telegraph wybrał idealnego posłańca do przekazania nowego sposobu, w jaki powinniśmy myśleć o spadku liczby ludności. Doradca wysokiego szczebla WEF mówi nam:

Profesor Oksfordu Sarah Harper jest bardzo ważną osobą. Artykuł w Telegraph , w którym wymieniono jej referencje, zapomniał wspomnieć , że zasiada w Global Agenda Council on Starzejące się Społeczeństwa Światowego Forum Ekonomicznego.

Prof. Harper jest zachwycona ostatnimi spadkami płodności:
Profesor Harper powiedział Telegraph : „Myślę, że to dobrze, że kraje świata o wysokich dochodach i dużej konsumpcji zmniejszają liczbę posiadanych dzieci. Jestem o tym przekonany.”
Naukowiec powiedział, że spadek dzietności w bogatych krajach pomógłby zaradzić „ogólnej nadmiernej konsumpcji, którą mamy obecnie”, co ma negatywny wpływ na planetę.
Co najważniejsze, spadek liczby urodzeń spowoduje zmniejszenie emisji CO2 z bogatych krajów, podkreśla prof. Harper:
Badania wykazały, że bogate narody mają zwykle znacznie większy ślad węglowy niż kraje biedniejsze , ponieważ bogaci mogą sobie pozwolić na kupowanie większej ilości towarów, częstsze podróżowanie i wykonywanie innych czynności generujących emisje.
Dane Banku Światowego pokazują, że emisje dwutlenku węgla z krajów o wysokich dochodach były 29 razy większe niż z krajów o niskich dochodach w przeliczeniu na mieszkańca w 2020 r.
Spadek liczby ludności czy wymiana populacji?
Oto dziwna część: gdyby kierownictwo Światowego Forum Ekonomicznego chciało zredukować emisje z bogatych krajów, mógłbym zrozumieć, dlaczego mieliby nadzieję, że redukcja liczby ludności doprowadzi do spadku produkcji gospodarczej . Pomijając implikacje moralne, to prosta matematyka, że mniej ludzi oznacza mniej samochodów na drogach, mniej spożywanej żywności i tak dalej.
Jednak dzieje się coś zupełnie innego! Podczas gdy populacja miejscowych tubylców nie rozmnaża się już na poziomie niezbędnym do utrzymania populacji, wzrasta nowa imigracja . Odpowiada za coraz większy udział urodzeń!
Podczas gdy liczba urodzeń w Wielkiej Brytanii spada, odsetek dzieci urodzonych przez rodziców, którzy wyemigrowali spoza Wielkiej Brytanii , osiągnął rekordowy poziom.
Prawie jedno na troje dzieci urodzonych w zeszłym roku zostało urodzonych przez matki urodzone poza Wielką Brytanią . Liczba urodzeń kobiet urodzonych poza Wielką Brytanią wzrosła o 3600 rok do roku, co stanowi 30,3% wszystkich urodzeń. Poprzedni szczyt wyniósł 29,3% w 2020 roku.
Uwzględniając ojca, więcej niż jedno na troje dzieci urodzonych w zeszłym roku miało co najmniej jednego rodzica urodzonego za granicą. W Londynie liczba ta wynosiła dwie trzecie.
Rozwój ten jest niezgodny z chęcią zmniejszenia liczby ludności krajów o wysokiej konsumpcji. Świętowanie redukcji urodzeń przy jednoczesnym zwiększaniu napływu nowych imigrantów , którzy ciężko pracują, aby dobrze żyć, dużo konsumować, mieć wiele dzieci i realizować „brytyjski sen”, wydaje się samobójcze.
Proszę nie interpretować tego, że zwracam uwagę na powyższą niekonsekwencję jako moją wrogość wobec imigrantów : wyemigrowałem do Stanów Zjednoczonych, ciężko pracowałem, aby mieć dobre życie i jestem błogosławiony piękną rodziną i dwójką dorosłych dzieci. Jestem niezmiernie wdzięczna za możliwość życia w tej wspaniałej krainie wolności – i jestem pewna, że większość innych imigrantów chce dobrze żyć i ciężko pracować, tak jak ja.
Jednakże, chociaż jestem tak samo sympatyczny dla imigrantów, jak dla tubylców, nie mogę pozbyć się wrażenia , że prof .
Nie do końca rozumiem tę niekonsekwencję: nowi imigranci chcą konsumować tyle samo, co rdzenni mieszkańcy. Po co zachęcać do imigracji z krajów biednych do krajów bogatych, jeśli celem jest redukcja emisji dwutlenku węgla i innych emisji , które miałyby miejsce w wyniku spadku liczby ludności w krajach bogatych?
Pomóż mi zrozumieć tę zagadkę! Czy czegoś nam brakuje? Czego tak naprawdę chcą?