Większość ludzi myśli, że George Orwell pisał o totalitaryzmie i przeciwko niemu – zwłaszcza gdy spotykają się z nim przez pryzmat jego wielkiej dystopijnej powieści, czyli Nineteen Eighty-Four. Takie spojrzenie na Orwella nie jest błędne, ale może czegoś zabraknąć. Orwell zajmował się bowiem przede wszystkim szczególnym zagrożeniem, jakie totalitaryzm stwarza dla słów i języka. Niepokoiło go zagrożenie, jakie stanowi ono dla naszej zdolności do swobodnego myślenia i mówienia. Zagrożenie dla naszej wolności.
Widział, jasno i wyraźnie, że utrata kontroli nad słowami oznacza utratę kontroli nad znaczeniem. To właśnie przerażało go w totalitaryzmie nazistowskich Niemiec i stalinowskiej Rosji – te reżimy chciały kontrolować samą językową substancję myśli. I właśnie dlatego Orwell wciąż tak potężnie do nas przemawia. Bo słowa, język i znaczenie są znów zagrożone.
Totalitaryzm w czasach Orwella
Totalitarne reżimy nazistowskich Niemiec i stalinowskiego Związku Radzieckiego były dla Orwella czymś nowym i przerażającym. Autorytarne dyktatury, w których władza była sprawowana w sposób niekontrolowany i arbitralny, istniały oczywiście już wcześniej. Ale totalitarne reżimy XX wieku różniły się tym, że żądały od każdej jednostki całkowitego podporządkowania się państwu. Dążyły one do zniesienia podstaw indywidualnej wolności i autonomii.
Chciały wykorzystać władzę dyktatorską do społecznej inżynierii ludzkiej duszy, zmieniając i kształtując sposób myślenia i zachowania ludzi. Reżimy totalitarne dążyły do rozbicia klubów, związków zawodowych i innych dobrowolnych stowarzyszeń. Skutecznie likwidowały te obszary życia społecznego i politycznego, w których ludzie mogli się swobodnie i spontanicznie zrzeszać. Chodzi o przestrzenie, w których kultura lokalna i narodowa rozwija się w sposób wolny od państwa i oficjalności.
Te przestrzenie kultury były dla Orwella zawsze ogromnie ważne. Jak to ujął w eseju 'England Your England’ z 1941 roku: 'Cała kultura, która jest najbardziej prawdziwie rodzima, skupia się wokół rzeczy, które nawet jeśli są wspólne, nie są oficjalne – pub, mecz piłki nożnej, ogródek, ognisko i „miła filiżanka herbaty”.
Totalitaryzm mógł osiągnąć swój przerażający zenit w nazistowskich Niemczech i stalinowskim ZSRR. Ale Orwell martwił się o jego skutki także na Zachodzie. Obawiał się sowietyzacji Europy przez coraz bardziej widoczne i potężne stalinowskie partie komunistyczne.
Martwiło go również to, co postrzegał jako brytyjską lewicową „zeuropeizowaną inteligencję”, która, podobnie jak partie komunistyczne w Europie Zachodniej, zdawała się czcić władzę państwową, zwłaszcza w ponadnarodowej formie ZSRR. Niepokoiło go przede wszystkim pojawienie się mentalności totalitarnej i próba przebudowy głębokich struktur umysłu i uczuć, które leżą u podstaw autonomii i wolności.
Orwell dostrzegał rozkwit tego sposobu myślenia wśród brytyjskiej elity intelektualnej, począwszy od eugeniki i odgórnego socjalizmu Fabianów, takich jak Sidney i Beatrice Webb oraz HG Wells, aż po szersze technokratyczne zapędy inteligencji w ogóle. Chcieli oni przerobić ludzi „dla ich własnego dobra”, albo dla dobra rasy lub władzy państwowej.
Za pożądane uważali zatem zmuszanie ludzi do podporządkowania się pewnym przepisanym zachowaniom i postawom. Zagrażało to codziennej wolności ludzi, którzy chcieli, jak to ujął Orwell, „mieć własny dom, robić to, co się lubi w wolnym czasie, wybierać własne rozrywki, zamiast wybierać je dla siebie z góry”.

Edmond O’Brien jako Winston Smith i Jan Sterling jako Julia, w adaptacji Nineteen Eighty-Four, 3 czerwca 1955 r.
W następstwie drugiej wojny światowej ta nowa elita intelektualna zaczęła zdobywać przewagę. Była to w istocie klerykalna – kulturalna i rządząca elita definiowana przez swoje akademickie osiągnięcia. Powstała dzięki szkolnictwu wyższemu i akademickiemu, a nie dzięki tradycyjnym formom przywilejów i bogactwa, takim jak szkoły publiczne. Orwell miał naturalne predyspozycje do tego, by sprzeciwiać się tej wyłaniającej się klerykalizacji.
Może i uczęszczał do Eton, ale na tym edukacja Orwella się kończyła. Nie należał do świata klerykalizmu. Nie był pisarzem akademickim, ani nie pozycjonował się jako taki. Przeciwnie, widział siebie jako pisarza popularnego, zwracającego się do szerokiej, niewykształconej uniwersytecko publiczności.
Co więcej, antypatia Orwella do tego nowego typu elit była długotrwała. Już jako pomniejszy urzędnik policji kolonialnej w Birmie, w latach 1922-1927, borykał się ze sztywnością i pompatycznością imperialnej władzy. I zawsze walczył z odgórnie sterowanymi socjalistycznymi wielkimi i dobrymi, a także z większością środowisk akademickich, które często były w dobrych stosunkach ze stalinowską lewicą. Wrogość była wzajemna. W rzeczy samej, jest to powodem pogardy, jaką wielu naukowców i ich współtowarzyszy okazuje Orwellowi do dziś.
Znaczenie słów
W dzisiejszych czasach aż za dobrze znamy tę wykształconą na uniwersytetach kastę rządzącą i jej pragnienie kontrolowania słów i znaczenia. Pomyślmy na przykład o tym, jak nasze elity kulturalne i edukacyjne przekształciły „faszyzm” z historycznie specyficznego zjawiska w pejoratyw, który stracił wszelkie znaczenie i może być używany do opisania wszystkiego, od Brexitu po rząd torysów Borisa Johnsona – proces ten Orwell dostrzegł, rozpoczynając od stalinowskiej praktyki nazywania hiszpańskich demokratycznych rewolucjonistów „trockistami-faszystami” (co udokumentował w Homage to Catalonia (1938)).
Albo pomyślcie o sposobie, w jaki nasze elity kulturalne i edukacyjne przekształciły znaczenie słów „mężczyzna” i „kobieta”, pozbawiając je wszelkich związków z rzeczywistością biologiczną. Orwell nie byłby zaskoczony tym rozwojem sytuacji. W ” Roku osiemdziesiątym czwartym” pokazuje on, jak państwo totalitarne i jego intelektualiści będą próbowali stłumić prawdziwe fakty, a nawet prawa naturalne, jeśli będą one odbiegać od ich światopoglądu.
Poprzez sprawowanie władzy nad ideami starają się kształtować rzeczywistość. 'Władza polega na rozrywaniu ludzkich umysłów na kawałki i składaniu ich w nowe, wybrane przez siebie kształty’ – mówi O’Brien, złowrogi partyjny intelektualista. 'Kontrolujemy materię, ponieważ kontrolujemy umysł. Rzeczywistość jest wewnątrz czaszki… Musicie pozbyć się tych dziewiętnastowiecznych wyobrażeń o prawach natury”.
W ” 1984″ reżim totalitarny próbuje poddać historię podobnej manipulacji. Jak antybohater Winston Smith mówi swojej kochance, Julii:
’Każdy zapis został zniszczony lub sfałszowany, każda książka została napisana na nowo, każdy obraz został przemalowany, każdy pomnik, ulica i budynek zostały przemianowane, każda data została zmieniona. I ten proces trwa dzień po dniu i minuta po minucie. Historia się zatrzymała. Nie istnieje nic poza niekończącą się teraźniejszością, w której Partia ma zawsze rację”.
Jak pisał w innym miejscu Orwell, „historyk wierzy, że przeszłości nie można zmienić i że poprawna znajomość historii jest cenna jako rzecz oczywista. Z totalitarnego punktu widzenia historia jest czymś, co należy raczej tworzyć niż uczyć się”.
Ale to język jest kluczowy dla Orwella w analizie tej formy intelektualnej manipulacji i kontroli myśli. Weźmy na przykład „Ingsoc”, filozofię, którą reżim wyznaje i egzekwuje poprzez system językowy Newspeak. Newspeak to coś więcej niż zwykła cenzura. Jest to próba uczynienia pewnych idei – wolności, autonomii i tak dalej – faktycznie nie do pomyślenia lub niemożliwymi. Jest to próba wyeliminowania samej możliwości sprzeciwu (lub „przestępstwa myślowego”).
Jak Syme, który pracuje nad słownikiem Newspeak, mówi Winstonowi Smithowi:
’Cały cel (…) polega na zawężeniu zakresu myśli. W końcu sprawimy, że przestępstwa myślowe staną się dosłownie niemożliwe, ponieważ nie będzie słów, którymi można je wyrazić. Z każdym rokiem coraz mniej słów, a zakres świadomości zawsze trochę mniejszy… Czy przyszło ci kiedyś do głowy, Winstonie, że najpóźniej w 2050 roku nie będzie żyła ani jedna istota ludzka, która mogłaby zrozumieć taką rozmowę, jaką prowadzimy teraz?”.
Nie należy przeceniać podobieństw między koszmarną wizją totalitaryzmu Orwella a dzisiejszą mentalnością totalitarną, w której język jest policyjnie kontrolowany. W dystopii eliminacji wolności i sprzeciwu, jak w nazistowskich Niemczech czy stalinowskiej Rosji, służyła brutalna, mordercza tajna policja. Dziś w naszych społeczeństwach jest tego niewiele – ludzie nie są siłą uciszani czy też znikają.
Są jednak odwoływani, usuwani z pracy, a czasem nawet aresztowani przez policję za to, co jest przestępstwem myślowym. A wiele innych osób po prostu się autocenzuruje z obawy przed powiedzeniem „niewłaściwej” rzeczy. Obawy Orwella, że słowa mogą zostać wymazane lub ich znaczenie zmienione, a myśl kontrolowana, nie są realizowane w sposób jawnie dyktatorski. Nie, jest to osiągane poprzez pełzający konformizm kulturowy i intelektualny.
Zwrot intelektualistów przeciwko wolności
Ale to właśnie było zmartwieniem Orwella – że intelektualiści rezygnujący z wolności pozwolą na rozkwit Wielkiej Brytanii Wielkiego Brata. Jak widział to w The Prevention of Literature (1946), największe zagrożenie dla wolności słowa i myśli pochodziło nie z groźby dyktatury (która już wtedy ustępowała), ale z tego, że intelektualiści rezygnowali z wolności lub, co gorsza, postrzegali ją jako przeszkodę w realizacji swojego światopoglądu.
Co ciekawe, jego obawy o intelektualną zdradę wolności wzmocniło spotkanie w 1944 roku organizacji antycenzuralnej English PEN. Uczestnicząc w wydarzeniu z okazji 300. rocznicy powstania Areopagitica Miltona, słynnej mowy Miltona z 1644 r., w której opowiedział się on za „Liberty of Unlicenc’d Printing”, Orwell zauważył, że wielu z obecnych tam lewicowych intelektualistów nie było skłonnych do krytykowania Rosji Radzieckiej czy cenzury wojennej. W rzeczywistości stali się oni głęboko obojętni lub wrogo nastawieni do kwestii wolności politycznej i wolności prasy.
W Anglii bezpośrednimi wrogami prawdomówności, a więc i wolności myśli, są panowie prasowi, magnaci filmowi i biurokraci” – pisał Orwell – „ale w dłuższej perspektywie najpoważniejszym symptomem jest osłabienie pragnienia wolności wśród samych intelektualistów”.
Orwell był zaniepokojony rosnącą popularnością wśród wpływowych lewicowych intelektualistów „o wiele bardziej wykonalnej i niebezpiecznej tezy, że wolność jest niepożądana, a uczciwość intelektualna jest formą antyspołecznego egoizmu”. Korzystanie z wolności słowa i myśli, gotowość do mówienia prawdy władzy, już wtedy zaczęto postrzegać jako coś, co należy odrzucać, jako akt egoistyczny, a nawet elitarny.
Jednostka mówiąca swobodnie i szczerze, napisał Orwell, jest „oskarżana albo o chęć zamknięcia się w wieży z kości słoniowej, albo o ekshibicjonistyczne pokazywanie własnej osobowości, albo o opieranie się nieuchronnemu nurtowi historii w próbie trzymania się nieuzasadnionych przywilejów”.
Są to spostrzeżenia, które przetrwały próbę czasu. Pomyślcie tylko, jakie przekleństwa padają pod adresem tych, którzy kwestionują konsensus. Odrzuca się ich jako „kontrarian” i oskarża o samolubne denerwowanie ludzi. A co najgorsze, pomyślcie o tym, jak wolność słowa jest potępiana jako prawo uprzywilejowanych.
Jest to prawdopodobnie jedno z największych kłamstw naszego wieku. Wolne słowo nie wspiera przywilejów. Wszyscy mamy zdolność do mówienia, pisania, myślenia i argumentowania. Być może nie mamy, jako jednostki lub małe grupy, platformy barona prasowego lub BBC. Ale tylko dzięki naszej wolności słowa możemy rzucić wyzwanie tym, którzy mają większą władzę.
Dziedzictwo Orwella
Orwell jest dziś wszędzie. Uczy się go w szkołach, a jego idee i frazy są częścią naszej wspólnej kultury. Ale jego wartość i znaczenie dla nas leży w jego obronie wolności, zwłaszcza wolności mówienia i pisania.
Jego wybitny esej z 1946 roku „Politics and the English Language” można właściwie czytać jako podręcznik wolności. Jest to poradnik, jak używać słów i języka, by walczyć.
Oczywiście dziś jest on atakowany jako wyraz przywilejów i bigoterii. Autor i komentator Will Self zacytował „Politics and the English Language” w audycji BBC Radio 4 w 2014 roku jako dowód na to, że Orwell był „autorytarnym elitarystą”.
Powiedział: „Czytając Orwella w jego najbardziej klarownym wydaniu można odnieść wyraźne wrażenie, że mówi te rzeczy, dokładnie w ten sposób, ponieważ wie, że ty – i tylko ty – jesteś dokładnie tym rodzajem osoby, która jest wystarczająco inteligentna, aby pojąć samą istotę tego, co próbuje przekazać. To właśnie na to reagują kochające przeciętność angielskie masy – na utalentowanego psiego gwizdka, który wzywa je do zjedzenia wielkiej miski konformizmu”.
Lionel Trilling, inny pisarz i myśliciel, poczynił podobną uwagę do Selfa, ale w znacznie bardziej wnikliwy, oświecający sposób. '[Orwell] wyzwala nas’, napisał w 1952 roku:
’Mówi nam, że możemy zrozumieć nasze życie polityczne i społeczne po prostu rozglądając się wokół nas, uwalnia nas od potrzeby posiadania wewnętrznej wiedzy. Sugeruje, że naszym zadaniem nie jest bycie intelektualistą, a już na pewno nie bycie intelektualistą w ten czy inny sposób, ale po prostu bycie inteligentnym zgodnie z naszymi poglądami – przywraca dawne poczucie demokracji umysłu, uwalniając nas od przekonania, że umysł może działać tylko w sposób techniczny, profesjonalny i że musi działać konkurencyjnie. Dzięki niemu wierzymy, że możemy stać się pełnoprawnymi członkami społeczeństwa ludzi myślących. Dlatego jest on dla nas postacią”.
Orwell powinien być postacią także dla nas – w naszej walce o przywrócenie demokracji umysłu i przeciwstawienie się dzisiejszej totalitarnej mentalności. Ale to będzie wymagało odwagi naszych przekonań i naszych słów, tak jak on sam często to robił. Jak to ujął w „Zapobieganiu literaturze”: „Aby pisać prostym, energicznym językiem, trzeba myśleć bez strachu”. To, że Orwell tak właśnie postępował, świadczy o jego wierze w społeczeństwo, tak samo jak o wierze w siebie. Stanowi on przykład i wyzwanie dla nas wszystkich.