Devin w Anglii, rok 1855, to właśnie stąd bierze się „zjawisko”, które po dziś dzień wprawia tamtejszych mieszkańców, ale i nie tylko ich, w zakłopotanie. Otóż rankiem 9 lutego 1855 roku, mieszkańcy obudzili się i znaleźli dziwne ślady przypominające kopyta na śniegu. Pozostawiony „ślad”, rozciągał się na ponad sto mil, a każdy pojedynczy jego element miał około czterech cali średnicy.
Wydaje się, że ślady te pozostawiło stworzenie z dwoma rozszczepionymi kopytami. Należy zauważyć, że wspomniany „ciąg śladów”, po pierwsze ciągnął się na ponad sto mil i po drugie był w linii prostej. Wielu mieszkańców do dziś wierzy, że ślady te pozostawił sam diabeł, inni skłaniają się ku teorii iż to bliżej „nieznane zwierze” lub po prostu jakaś grupa ludzi postanowiła zrobić „żart”, przy użyciu szczudeł, tutejszym mieszkańcom.
Jednym z bardziej interesujących aspektów tego wydarzenia, był fakt, że ślady stóp wydawały się pojawiać i znikać w sposób „losowy”, jakby stworzenie, które je pozostawiło, posiadało zdolność znikania i pojawiania się w dowolnym momencie. W niektórych przypadkach ślady nagle kończyły się na środku pola, by następnie pojawić się ponownie, ale już po drugiej stronie ogrodzenia, lub muru, i to wszystko bez żadnych zakłóceń.
Co czyniło to „zjawisko”, jeszcze bardziej niezwykłym, to była trasa, którą ślady podążały. Otóż przechodziły one przez wysoki na dwanaście stóp mur, przechodziły nad dachami domów, które znalazły się na trasie tego „zjawiska”. Dalej przechodziły również przez stodoły, stogi siana, ogrody, dziedzińce, zamarznięte jezioro, a nawet przez drzwi wejściowe wielu domów. Wówczas niektórzy zaczęli snuć teorie, iż jest to zapowiedź nadchodzącej zagłady lub to jakieś „ostrzeżenie”.
Rozpoczęto na masową skalę przeprowadzać różnego rodzaju rytuały, w tym egzorcyzmy, aby przepędzić zło, które nawiedziło te okolice. Należy również odnotować, że w czasie gdy ślady powstały, zaobserwowano wiele niezwykłych zjawisk dźwiękowych. Niektórzy naoczni świadkowie twierdzili, że widzieli tajemniczą postać na śniegu, inni mówili, że słyszeli wycie i krzyki tamtej nocy.
Opisywana dziś historia przypomniała mi o „Diable z Jersey”. Początki diabła z Jersey sięgają początków XVIII wieku w południowym New Jersey, gdzie kobieta o imieniu Deborah Leeds urodziła trzynaste dziecko. Była tym tak sfrustrowana, posiadaniem tak wielu dzieci, że przeklęła to trzynaste dziecko, mówiąc, że powinno urodzić się diabłem. I faktycznie, dziecko miało urodzić się z długim ogonem, kopytami i skrzydłami, dzięki, którym wyleciało przez komin i zniknęło.
Jaka jest ostateczna prawda, tego nie wiemy, to wiedzą tylko naoczni świadkowie, niemniej jednak przekleństwo rzucone przez matkę na własne, jeszcze nienarodzone dziecko, jest bardzo silne i przywołuje demony do takiego dziecka. Czy w związku z tym mogła narodzić się jakaś zdeformowana „kreatura”? Wszystko możliwe, zwłaszcza, że w każdej legendzie jest ziarnko prawdy.
Szanowni Państwo, w wielu kulturach europejskich, ale i nie tylko europejskich, istniały opowieści o rogatych „bogach”, lub duchach, które zamieszkiwały różne miejsca (na przykład lasy i pustynie). Byty te kojarzone były z płodnością, śmiercią czy zmianą pór roku. Często przedstawiano je jako oszustów lub psotne istoty, które mogły być zarówno pomocne jak i śmiertelnie niebezpieczne dla człowieka.
Na koniec muszę jeszcze napisać, że osobiście (na własne oczy) nigdy nie widziałem na przykład lamparta śnieżnego, ale wiem, że one istnieją. Zatem zmierzam do tego, że czasem w życiu nie trzeba „czegoś” zobaczyć, dotknąć, czy zmierzyć, aby mieć świadomość iż to „coś” po prostu istnieje i jest realne. Tutaj nawiązuje do diabła, do tego, że złe i demoniczne siły istnieją, oraz, że oddziałują one na ludzkość.